czwartek, 7 maja 2015

Na Czerwone Wierchy wyruszyć czas!

Całe Czerwone Wierchy przeszłam tylko jeden raz, ale w międzyczasie miałam sporo przygód związanych z tym szlakiem. Kiedyś złapała nas burza, gdy byłyśmy na Małołączniaku, zamiast więc gnać w kierunku Ciemniaka, postanowiłyśmy jak najszybciej zejść do Doliny Kościeliskiej. „Szybkość” to jednak w górach pojęcie bardzo względne, do Doliny dotarłyśmy po jakichś trzech godzinach, a po drodze zaliczyłyśmy krótki odcinek łańcuchów, który jednak wtedy stanowił dla mnie spore wyzwanie (Ile miałam lat? 11? 12? Żałuję, że nie robiłam wcześniej żadnych zapisków, życie byłoby teraz łatwiejsze). Jakoś takie już mam z mamą szczęście, że spotykamy łańcuchy na szlakach akurat wtedy, gdy najmniej się ich spodziewamy… Sto razy bardziej wolę wchodzić pod górę z użyciem łańcucha, niż schodzić, trzymając się tych metalowych kółeczek. Czemu? Bo ja wiem… Chyba po prostu widzę, że pode mną jest jakaś przepaść, a idąc do góry, jestem przyklejona twarzą do ściany, więc aż tak bardzo tego nie odczuwam.

Mam nadzieję, że nikt się jednak nie przestraszył Czerwonych Wierchów – w rzeczywistości to bardzo łatwy szlak, niemal spacerowy, tylko że długi. Jedyne łańcuchy znajdują się na zejściu z Małołączniaka, ale przecież szczyt ten można też zdobyć, idąc od Ciemniaka przez Krzesanicę (do czego zachęcam, bo cały czas idzie się granią, co gwarantuje przepiękne widoki z dwóch stron).


Czas przejścia: ok. 7h

Walory: panorama Tatr Zachodnich, widok na Giewont, kopczyki na Krzesanicy

Schroniska po drodze: schronisko na Hali Kondratowej

Stopień trudności: 2/5

Wyruszamy z Doliny Kościeliskiej i przez dwadzieścia minut idziemy główną drogą. Na rozwidleniu szlaków skręcamy w lewo (oczywiście znajduje się tabliczka z napisem „Ciemniak”, nikt więc nie powinien mieć problemów). Z tego co pamiętam, drogowskaz informuje, że na szczyt idzie się 3h, moja mapa zaś twierdzi, że 2h30min – czyli w praktyce, każdy dojdzie w swoim tempie. Dużo zależy od tego, jak często i na jak długo będziemy się zatrzymywać, a to zależy już tylko i wyłącznie od indywidualnych upodobań.

Z Ciemniaka na Krzesanicę można się dostać w jakieś pół godziny (do 40 min.). Idzie się niemal po płaskim, przewyższenie wynosi zaledwie 30m (czyli tyle co nic, największego wysiłku wymagało zdobycie Ciemniaka, teraz to już naprawdę pikuś…).





Co ciekawe, na Krzesanicy znajduje się chyba najwięcej kamiennych kopczyków w całych Tatrach. Kiedyś myślałam, że ludzie układają, żeby w jakiś sposób uhonorować tych, którzy zginęli w górach, teraz wiem, że moja romantyczna teoria niewiele miała wspólnego z rzeczywistością. Może i kopczyki mają takie zastosowanie w Himalajach, ale w Polsce niegdyś służyły do wskazywania drogi turystom, którzy w mglisty dzień zboczyli ze szlaku. Dziś jednak nie można za wiele polegać na tego rodzaju oznakowaniu, a to dlatego, że każdy buduje te kamienne piramidki z innych pobudek: dla uczczenia zdobycia szczytu, bo „ładnie wygląda”, czy wreszcie „bo każdy tak robi”.




Z Krzesanicy przechodzimy na wspomnianego już Małołączniaka, z tym że potem nie kierujemy się na Dolinę Kościeliską, a w stronę Kopy Kondrackiej i Giewontu. Do Hali Kondratowej możemy zacząć schodzić już od Kopy Kondrackiej, ja jednak polecam przejście na Przełęcz pod Kopą Kondracką i rozpoczęcie zejścia z tamtego punktu, w ten sposób można oszczędzić jakieś 15 minut. Ostrzegam jednak, że chociaż zejście z Przełęczy jest krótsze, to droga ta jest także bardziej stroma, przez co może obciążać kolana.



W Hali Kondratowej znajduje się niewielkie schronisko, w którym można się na chwilę zatrzymać i odpocząć. Bardzo lubię ten rejon Tatr, Hala Kondratowa zawsze wydawała mi się taka „kameralna”. Przychodzą tutaj w zasadzie tylko osoby, które planują wyruszyć w wyższe partie gór – i nic dziwnego, skoro schronisko jest takie małe, „krupówkowicze” nie mieliby gdzie posiedzieć. Nie ma takich warunków, jak na Kasprowym Wierchu, nikt tu nie przyjeżdża na pizzę, bo zwyczajnie w tym schronisku się jej nie sprzedaje.


Zejście do Kuźnic zajmuje ok. godziny. Ale to przecież nic, w porównaniu z przebytą już trasą, prawda? J

1 komentarz:

  1. Witam Lady...Na Czerwone Wierchy zapraszam w końcem września a początkiem października, tak weekend lub do doliny 5 a z niej na Szpiglasową, nie będę się rozpisywał bo sama je znakomicie pokażesz...Pogoda zagrała i fajnie

    OdpowiedzUsuń