Żywiec - miejscowość
powszechnie znana, przede wszystkim dzięki popularnej marce piwa. Piwo można
lubić albo nie, nikogo nie będę zachęcać do spożywania napojów alkoholowych,
jednak każdemu (nawet abstynentom i dzieciom) polecam wizytę w Muzeum Browaru, położonym właśnie w Żywcu.
Tradycja ważenia piwa w Żywcu sięga średniowiecza, jednak
dopiero w XIXw., a dokładniej w 1856r., powstał tutaj browar. Firmę założono z
inicjatywy księcia Albrechta Fryderyka Habsburga na miejscu starej gorzelni w
Wieprzu, jednak właściciel postanowił nie wykorzystywać starych urządzeń i
budynków – zbudował wszystko od podstaw. Dzięki temu udało się stworzyć
naprawdę nowoczesny, jak na tamte czasy, ośrodek przemysłowy, który w krótkim
czasie zaczął konkurować z największymi zakładami w Galicji.
Po śmierci A.F. Habsburga browar wszedł w posiadanie
bratanka arcyksięcia, Karola Stefana Habsburga. W tym czasie firma żywiec była
już powszechnie znana i szanowana, produkowała kilkakrotnie więcej piwa niż
przeciętni producenci austriaccy, a doprowadzenie do Żywca kolei przyczyniło
się do zwiększenia popularności marki na świecie. Po I wojnie światowej
przedsiębiorstwo przeszło pod zarząd państwowy. Moglibyście pomyśleć: „To
dobrze. Coś nam się w końcu należało po tych 123 latach niewoli”. Rodzina
Habsburgów miała znaczne zasługi względem państwa polskiego, kilku jej
przedstawicieli walczyło nawet w szeregach Armii Polskiej.
W czasie II wojny światowej Niemcy, którzy zajęli fabrykę,
zwolnili prawie wszystkich jej pracowników polskiego pochodzenia, produkcja
jednak nada trwała. Co ważne, ciągle stosowano tradycyjne receptury, choć może
to marna pociecha, ponieważ piwo i tak szło głównie na potrzeby niemieckiej
armii…
W 1945r. Browar został znacjonalizowany. Piwo żywieckie
postrzegano jako produkt niemalże luksusowy, chociaż wydaje mi się to
określeniem nieco na wyrost – skoro w PRL-u nawet pozyskanie papieru
toaletowego postrzegano jako pewnego rodzaju nobilitację… W latach 50. powstał
projekt znanego wszystkim logo firmy przedstawiającego krakowską parę. Skąd
taki motyw? Przecież z Żywca do Krakowa jednak jest kawałek (niecałe 100km, ale
zawsze). Ponoć na pomysł umieszczenia na etykiecie piwa krakowiaka i
krakowianki miało się dobrze kojarzyć Polonii Amerykańskiej, a przez to pomóc w
lepszej sprzedaży „Żywca” zagranicą.
Koniec historii, bądź co bądź, imponującego
przedsiębiorstwa, stanowiącego poniekąd nasze dobro narodowe, jest trochę
pesymistyczny. W 1994r. większa część udziałów Browaru w Żywcu znalazła się w
rękach koncernu Heineken. Koncernu holenderskiego…
Jeśli chodzi o samo muzeum – byłam naprawdę pozytywnie
zaskoczona, bo niby co ciekawego można zobaczyć w starym browarze? Te wszystkie
maszyny używane do produkcji? Kufle? To też, ale przyznam, że dyrekcja muzeum
świetnie zagospodarowała budynek (będący, tak na marginesie, doskonałym
przykładem architektury industrialnej XIX wieku).
Na początku zwiedzania turyści wchodzą do wehikułu czasu,
przypominającego windę. Zaczyna on się trząść, gasną światła, wszędzie wokół
słychać dźwięki rodem ze Star Wars… Niespodziewanie przenosimy się do XIX
wieku.
Wystrój muzeum urządzono w bardzo fajnym stylu – takie klimaty
jak z „Wojaka Szwejka”, można się poczuć jak w jakimś starym barze. W niektórych
salach stoją manekiny imitujące barmanów, którzy aż się proszą, by zrobić sobie
z nimi zdjęcie. Zwiedzanie całej ekspozycji zajmuje jakąś godzinę, ale w czasie
tych 60 minut nie zbieramy informacji tylko o piwie i jego produkcji (wiem,
wiem – to bardzo ciekawy temat, ale ile można?!), lecz także co nieco o historii
regionu i Polski w ogóle. W ostatniej sali, do której wprowadza przewodnik,
można wreszcie spróbować tego, na co wszyscy mieli od początku ochotę – wiecie chyba,
o czym mówię… Dla nieletnich oczywiście też coś przygotowano – soki w cenie
biletów do muzeum. Każdy zaś, bez rozróżnienia na dzieci i dorosłych, otrzymuje
szklankę z „Żywca”. Ale nie taką jak w
pierwszym lepszym barze nad morzem, nie, nie… Na szklankach z Muzeum Browaru w
Żywcu umieszczone są fantazyjne rysunki przedstawiające fabrykę, myślę, że
fajnie mieć coś takiego w kredensie, zawsze się przyda :-)
Ciekawe muzeum. Jeśli wpadnę do Żywca, na pewno je sobie odwiedzę, mimo, że piwa nie lubię. Bardzo zachęciłaś. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńA piwo Żywiec nawet lubię, chociaż generalnie rzadko piję alkohol. A browar z chęcią bym zwiedziła :)
OdpowiedzUsuńPS polubiłam Twojego fajpejdza na fb :)