Niektóre książki zapadają w pamięć na całe życie. Znacie to
uczucie, kiedy dosłownie pochłaniacie lekturę, macie ochotę przeczytać ją całą
za jednym razem, ale po jej odłożeniu czujecie niedosyt? Ja mam takie uczucia
zawsze, gdy sięgam po literaturę górską. Oto, bardzo subiektywny, przyznaję,
ranking najbardziej godnych polecenia książek opowiadających o alpinizmie i
himalaizmie.
„Przesunąć horyzont”
Relacja Martyny Wojciechowskiej z wyprawy
na Mount Everest to właściwie pierwsza książka o tematyce górskiej i to ona
sprawiła, że zaczęłam bardziej interesować się wspinaczką. Dostała się w moje
posiadanie właściwie przypadkiem – byłam na targach książek na Stadionie
Narodowym, kiedy nagle pojawiła się przede mną Martyna Wojciechowska. „Kurczę”,
pomyślałam, „Właściwie fajnie byłoby mieć autograf takiej znanej dziennikarki,
ale przecież nie podpisze mi się na serwetce, muszę coś kupić”. Którą pozycję z
półki wybrałam, możecie się chyba domyśleć…
„Przesunąć horyzont” pokazał mi autorkę z
zupełnie innej strony, nie jako „Panią z telewizji”, ale naprawdę
zdeterminowaną kobietę, która po wypadku na Islandii w 2004r. znalazła w sobie
dość siły, by porwać się na najwyższy szczyt świata. Najbardziej zafascynowały
mnie chyba jednak opisy przygotowań do wyprawy i życia zorganizowanego wokół
zdobywania Mount Everestu. Wcześniej wydawało mi się, że himalaista po prostu
staje pod wybraną przez siebie górą i wchodzi na nią, a całe podejście zajmuje
mu góra dwa dni. Po przeczytanie tej książki zobaczyłam, jak bardzo skomplikowane
logistycznie jest to przedsięwzięcie. Aby zdobyć Everest większość wspinaczy
zakłada 4 obozy na różnych wysokościach, nie zdobywa się jednak wszystkich „za
jednym zamachem” – najpierw podejście do obozu pierwszego, powrót do bazy,
podejście do obozu drugiego, zejście do bazy… Jeśliby zsumować odległości,
jakie pokonują wspinacze między poszczególnymi obozami, to pewnie wychodzi
nawet więcej niż sama wysokość Mount Everestu.
0

"Przesunąć horyzont", M. Wojciechowska, wydawnictwo G+J RBA Sp. z.o.o.
„GórFanka. Moje ABC w skale i lodzie”
Nazwisko Anny Czerwińskiej jest chyba znane
wszystkim, którzy choć trochę interesują się wspinaczką górską. Cały cykl
„GórFanka” liczy 5 książek, większość z nich opowiada o wyprawach w najwyższe
góry świata – Karakorum i Himalaje, zaś pierwsza część serii („Moje ABC w skale
i lodzie”) to opis początku górskiej działalności autorki. Mogłoby się wydawać,
że czytanie o wspinaczkach w Tatrach, jakże malutkich w porównaniu z K2 i
Everestem, nie jest zbyt emocjonujące, ale nic bardziej mylnego. W Polsce też
można znaleźć całkiem sporo trudnych ścian. Oprócz tego pani Ania wspomina też
swoje pierwsze próby w innych górach.
Cenię tę książkę przede wszystkim dlatego,
że autorka opisuje w niej inne znane postaci polskiego „górskiego (pół)światka”,
a tych było całkiem sporo. Można przeczytać np. o Wandzie Rutkiewicz z
perspektywy kogoś, kto ją znał, co uważam za bardzo ciekawe, bo o niektórych
wspinaczach myślimy w sposób następujący: „Rutkiewicz? A tak, to chyba ta,
która zdobyła K2”. I na tym kończy się nasza wiedza, a szkoda.
Wielką zaletą w ogóle wszystkich książek
pani Czerwińskiej jest też poczucie humoru, z jakim opisuje wydarzenia. Widać,
że ma do siebie dystans. Na zachętę przytoczę jeden tylko fragment:
Aby
wyjechać na Gasherbrumy, należało mieć ważną kartę zdrowia sportowca, bo to był
wyjazd zatwierdzany przez GKKFiT, poważny sportowy. W tym celu wysłano nas na
ulicę Konopnickiej w Warszawie do Centralnej Przychodni Sportowej na badania. W
moim przypadku badania te zakończyły się tragicznie. Z daleka widać było, jakie
noszę bryle, pewnie miałam wtedy wadę wzroki -9 dioptrii, więc nawet nie było
dyskusji. Powiedziano mi, że nie powinnam grać nawet w szachy, bo jak się
zdenerwuję, to mi ciśnienie skoczy i siatkówka odklei. (…) Poszłam więc do
kierownika przychodni sportowej, a ten dał mi ostatnią szansę, polegającą na
tym, że jeśli znajdę jakiegoś innego lekarza, profesora okulistę, który uzna,
że w moim przypadku duża wysokość nie jest przeszkodą, to oni mi taką kartę
zdrowia wydadzą. (…) Udałam się do pana
profesora, który wspinał się jeszcze przed wojną, obejrzał moje oczy, po czym
stwierdził, że co prawda nie są najlepsze, ale siatkówka jest w porządku i
wypisał mi stosowne zaświadczenie. Poza tym wiedział, że dla moich oczu groźny
jest wstrząs, a w alpinizmie, kiedy jest wstrząs, czyli upadek, to o oczy nie
ma się już co martwić”
Źródło: Czerwińska, A., „GórFanka. Moje ABC
w skale i lodzie”, Warszawa, Wydawnictwo Annapurna, 2013, str. 201
"Gór Fanka. Moje ABC w skale i lodzie", A.Czerwińska, wydawnictwo "Annapurna"
„Na jednej linie”
Wspomnienia Wandy Rutkiewicz z wypraw w
najwyższe rejony świata. Dla mnie ciekawe przede wszystkim dlatego, że
wcześniej, ze wstydem to przyznaję, niezbyt wiele wiedziałam o tak słynnej
postaci, jaką była Rutkiewicz. A poznawanie biografii osób, które naprawdę
dokonały czegoś wielkiego (przypominam – W.R. była pierwszą Polką na Mount
Evereście, rozpoczęła też projekt „Korona Himalajów” polegający na zdobyciu 13
ośmiotysięczników, zdobyła podczas zdobywania dziewiątego) zawsze jest fascynujące.
W książkach innych polskich himalaistów
podawane są różne opinie na temat Wandy Rutkiewicz, niektórzy twierdzą, że
miała, delikatnie mówiąc, trudny charakter. Zarówno Anna Czerwińska, jak i
Wanda Rutkiewicz opisały w swych książkach wyprawę na Gasherbrumy w 1975r.
Czerwińska, mimo całego szacunku jaki żywiła do starszej, bardziej
doświadczonej koleżanki, już wtedy dostrzegała pewne wady jej charakteru, które
uwidoczniły się podczas tamtej eskapady. Bardzo ciekawe jest jednak porównanie
perspektyw obu himalaistek i to, że Rutkiewicz czasami nawet nie zdawała sobie
sprawy z tego, że jej zachowanie może się nie podobać innym. Myślę jednak, że
każdy powinien sam dokonać oceny tej postaci, a aby tego dokonać trzeba
przeczytać zapewne więcej książek niż tylko te dwie wymienione w dzisiejszym
wpisie…
"Na jednej linie", W. Rutkiewicz, wydawnictwo "Iskry"
Może uzupełnilibyście tę listę swoimi tytułami? Jeśli macie jakieś propozycje - piszcie śmiało :)