Starorobociański Wierch nie jest może szczytem trudnym, a mimo
to nie ustawiają się na nim całe pielgrzymki chętnych. Jest to chyba
spowodowane tym, że, od której strony by nie iść, i tak po drodze trzeba
jeszcze „zaliczyć” kilka innych gór, żeby dopiero zabrać się za Starorobociański.
Ale ci, którzy spróbuję – nie żałują.
Czas przejścia: ok. 10h
Walory: Panorama Tatr Zachodnich, widok na polską i słowacką stronę
Schroniska po drodze: schronisko na Hali Ornak, schronisko na Polanie Chochołowskiej
Stopień trudności: 2,5/5 (strome zejście może obciążać kolana)
Starorobociański Wierch to najwyższy szczyt polskiej części
Tatr Zachodnich, można na niego wejść od strony Doliny Kościeliskiej lub
Chochołowskiej. W zeszłym roku wybrałam ten pierwszy wariant, który też
zamierzam opisać.
Naszą wędrówkę zaczynamy od parkingu w Kościelisku, przy
którym znajduje się wejście do Doliny. Niemalże po płaskim idziemy aż do
schroniska na Hali Ornak, co powinno zająć ok. 1,5h (przy dobrych wiatrach
nawet 1h – mnie się udało, ale tamtego dnia mogłam się poszczycić nadmiarem
energii). Polecam zatrzymanie się na chwilę w schronisku, następna taka okazja
nadarzy się dopiero za kilka godzin, więc może warto skorzystać (i z toalety, i
z oferty kulinarnej). Polecam pyszną szarlotkę z jagodami. Co prawda wolę
wersję, zimową, kiedy jabłka w środku ciasta są jeszcze ciepłe, ale i tak
uważam ten kościeliski specjał za przepyszny.
Z Hali Ornak ruszamy żółtym szlakiem na Iwaniacką Przełęcz.
Szlak może nie będzie zbytciekawy, tylko drzewa, kamienie, znowu drzewa, jakaś
kapliczka, ale… Szukajmy pozytywnych stron! Idąc w lesie w upalny dzień, gorąco
nie daje się nam aż tak bardzo we znaki,
więc może to i dobrze?
Po godzinie, no, może 1h15min., od opuszczenia schroniska,
dochodzimy do niewielkiej polanki, na której można chwilę odpocząć. Gdybyśmy dalej szli żółtym szlakiem,
dotarlibyśmy do Doliny Chochołowskiej, nie jest to jednak naszym celem (jeszcze
nie…). Wybieramy szlak zielony (na Siwą Przełęcz). I wtedy dopiero zaczynają
się piękne widoki. Im wyżej wchodzimy, tym szerszą panoramę możemy podziwiać.
Następnym punktem naszej wyprawy jest Siwa Przełęcz, skąd na
Starorobociański Wierch jeszcze tylko godzina drogi. Uprzedzam, że podejście jest
dosyć ostre, więc proszę się nie frustrować, że widzicie już szczyt, który
wydaje się w zasięgu ręki, ale ciągle musicie iść w górę… Gdy w końcu staniemy
na Starorobociańskim, gwarantuję, że widoki zrekompensują wszystkie trudy
wędrówki. Z samego wierzchołka można dostrzec Bystrą i Błyszcz, w oddali
zamajaczą nam nawet Rysy i Orla Perć… Nie mówiąc już o Dolinie Chochołowskiej,
którą można podziwiać w całej okazałości.
Schodzimy do Doliny Chochołowskiej. No tak, łatwo
powiedzieć, schodzimy… Niejako przy okazji zaliczymy jeszcze kilka dużych
szczytów, i dopiero potem zejdziemy do schroniska. Pomyślcie tylko – czy to nie
układ idealny? Zdobyć jednego dnia 3 duże góry, przy czym tak naprawdę namęczyć
musimy się tylko przy tej pierwszej, bo do dwóch pozostałych właściwie
schodzimy. Ze Starorobociańskiego idziemy na Kończysty Wierch, z którego to
kierujemy się na Wierch Trzydniowiański. Cały czas poruszamy się granią, co
oczywiście oprócz zalet w postaci pięknych widoków, ma jednak swoje wady. Gdy
byłam ostatnio akurat w połowie drogi między Starorobociańskim a Kończystym,
zaczął padać grad, potem deszcz, a następnie rozszalała się burza. Grań – fajna
rzecz, ale nie wtedy, gdy nie masz się gdzie schować…
Po kilku godzinach od zdobycia Starorobociańskiego (ok. 3h),
schodzimy do Doliny Kościeliskiej. Zejście jest długie i strome, więc radzę się
przygotować na „rozedrgane łydki” (znacie to uczucie, prawda?). Jeśli ktoś ma
problemy z kolanami, to, nie ukrywam, może być ciężko. Koniec szlaku nie
znajduje się przy samym schronisku, trzeba jeszcze trochę do niego podejść
(kierując się w lewą stronę). Nie jest to długa droga, zajmie pewnie jakieś 15
minut, a chyba jednak warto o schronisko zahaczyć i chwilę odpocząć. No i przy
okazji można spróbować szarlotki serwowanej w Chochołowie. Bo smakuje zupełnie
inaczej ;)