Przyśnił mi się dzisiaj Zawrat. W tym śnie jednak szlak ten
wyglądał jakoś dziwnie – szło się po wąskich, szklanych schodach, na których
miejsca starczało akurat na tyle, by postawić jedną stopę. Za zakrętem droga
niespodziewanie urywała się, a pechowcy, którzy nie zdążyli zarejestrować tego
faktu, spadali w przepaść… Spokojnie! To tylko sen. Ta surrealistyczna wizja
nie ma nic wspólnego z prawdziwym szlakiem na Zawrat.
Usłyszałam kiedyś w
schronisku, jak mąż tłumaczył żonie, że na Zawrat to oni się nie wybiorą, bo
przecież to taki niebezpieczny szlak, część Orlej Perci, przełęcz zarezerwowana
tylko dla taterników… W życiu nie słyszałam większej głupoty (chociaż nie, przepraszam
– raz jakaś kobieta widząc na szlaku kozicę, stwierdziła, że to sarna…). Dla
wyjaśnienia dodam, że Orla Perć to szlak rozciągający się między przełęczami
Zawrat i Krzyżne, żeby więc go przejść, należy pokonać całą tę trasę GRANIĄ.
Trasa z Murowańca na Zawrat to zaledwie szlak dojściowy, droga, którą trzeba
pokonać, żeby w ogóle zacząć zdobywanie Orlej Perci. Poza tym, pod pojęciem
„taternictwa” rozumie się zazwyczaj zaawansowaną wspinaczkę z użyciem lin,
raków, czekanów… Na Zawracie byłam dwa razy i nie potrzebowałam tam takich
„gadżetów”. Każdy oznakowany szlak w Tatrach jest do przejścia, niektóre tylko
wymagają większego obycia z górami i lepszego przygotowania kondycyjnego. Gdyby
było inaczej, kierownictwo TPN nie wpuszczałoby turystów – tak więc, jeśli
marzysz o Zawracie, jest on w zasięgu Twojej ręki!
Czas przejścia (od Murowańca): 2h30min.
Walory: dużo zabawy z łańcuchami i klamrami, widok na Dolinę Gąsienicową i Dolinę Pięciu Stawów Polskich
Schroniska po drodze: Murowaniec
Stopień trudności: 4/5
Z Kuźnic, przez Dolinę Jaworzynki, idziemy na Halę
Gąsienicową, gdzie możemy chwilę odpocząć w „Murowańcu”. Następnie niebieskim
szlakiem ruszamy nad Czarny Staw
Gąsienicowy – największy staw w Dolinie Gąsienicowej. Potem przez cały czas
idziemy w górę, aż dotrzemy do rozwidlenia szlaków. Pamiętajmy, by trzymać się
niebieskiego – w przeciwnym razie znajdziemy się na Kozim Wierchu, a chyba nie
o to nam chodzi. Po pokonaniu niezbyt
trudnej buli (czyli wybrzuszenia w skale) znajdziemy się przy znacznie
mniejszym, ale równie urokliwym, jeziorku polodowcowym – Zmarzłym Stawie. Od
tego miejsca na Zawrat pozostało jeszcze jakaś 1h10min.
Jeszcze przez pewien czas od pozostawienia za sobą Zmarzłego
Stawu idziemy łatwym szlakiem, po prostu wspinamy się po skalnych stopniach.
Nadejdzie jednak taki moment, gdy zaczną się łańcuchy i klamry. Mam wrażenie,
że to jeden z najdłuższych odcinków z łańcuchami w Tatrach – i dobrze, bo
przydają się. Podejście jest bardzo strome i męczące, trzeba się wspomagać
rękami i korzystać z metalowych elementów zamocowanych w skale (rękawiczki
obowiązkowe!). Ponadto właściwie przez cały czas poruszamy się nad urwiskiem,
co może wywoływać u niedoświadczonych turystów niepotrzebny lęk. Zaletą tego
szlaku jest jednak dużo stopni wyżłobionych w skale, wystarczy się chwilę
zastanowić i zawsze znajdzie się odpowiednie miejsce do postawienia stopy.
Największe spiętrzenie trudności występuje na ostatnim
odcinku szlaku, właściwie tuż przed wejściem na przełęcz. W momencie, gdy
zobaczymy po naszej prawej stronie wykutą w skale figurkę Matki Boskiej
(upamiętniającą księdza Gadowskiego, twórcę Orlej Perci), możemy poznać, że
jesteśmy już blisko celu, a co za tym idzie, że musimy się przygotować na
najlepszą część zabawy :-) Trzeba przejść wąską, sypką ścieżką, na której obsuwają się kamienie. Po prawej
stronie znajduje się przepaść, dlatego radzę iść powoli i cały czas blisko
lewej ściany – wtedy na pewno nic nam nie grozi.
Po pokonaniu ścieżki czeka nas już tylko jeden trudny moment
(to już naprawdę koniec). Musimy wspiąć stromym kominem, w którym niestety
brakuje nieco ubezpieczeń. Szczególnie niskie osoby mogą mieć problem z
przejściem tego fragmentu trasy, nie ma gdzie postawić buta, a opieranie się
podeszwą o pionową litą skałę nie wydaje mi się najlepszym pomysłem. Jeśli
jednak znajdzie się jakiś miły turysta (hmmm J),
który poda nam pomocną dłoń i, dosłownie, wciągnie nas na górę, wtedy wszelkie
trudności znikają.
Z przełęczy rozciąga się przepiękny widok na Dolinę Pięciu
Stawów Polskich. Za każdym razem, gdy kończę wspinaczkę i wychodzę na Zawrat,
wyrywa mi się takie „wow!”. To niesamowite uczucie – gdy nagle widzisz tak
odmienny krajobraz po długim wpatrywaniu się tylko w skałę i metal przed sobą.
Dla kogo Zawrat? Przede wszystkim, dla osób, które miały już
wcześniej jakikolwiek kontakt z łańcuchami i ekspozycją. Lęk wysokości z całą
pewnością nie jest wskazany (czy ludzie z takimi dolegliwościami w ogóle jeżdżą
w Tatry? ). Przepis na zdobycie tej przełęczy: to dobra kondycja, trochę
umiejętności technicznych, szczypta zdrowego rozsądku i opanowania. Wydaje mi
się, że wymagania, które trzeba spełnić są nieproporcjonalnie niskie do
widoków, jakie oferuje nam ten szlak :-)
Ile razy byłaś w Tatrach? :) Moje jedyne łańcuchy to Babia Góra... Więc chyba Zawrat nie będzie moim pierwszym szczytem jaki powinnam zdobyć w Tatrach :)
OdpowiedzUsuńOstatnio zadałam sobie to samo pytanie. Musiałam nawet spytać mamy, bo nie mogłam się doliczyć, niektórych wyjazdów nie pamiętam, mieszają mi się liczby i lata... Ale wszystkie wyniki wahały się między 12 a 15 razy. To chyba całkiem niezły wynik jak na 17 lat życia :D
UsuńŚwietny tekst, cudowne zdjęcia, aż chce się jechać :) P.S. Tak, osoby z lękiem wysokości jeżdżą w Tatry, jestem na to żywym dowodem ;)
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze! Wychodzę z założenia, że lęk trzeba oswoić, pomalutku, powolutku, aż w końcu zniknie. Ale jeśli czujemy dyskomfort, to nie ma się co pchać na szlaki, które wydają nam się niebezpieczne. Bo obcowanie z górami ma być przyjemnością :)
UsuńPiękne zdjęcia i ciekawa trasa, ale zdecydowanie nie dla każdego...
OdpowiedzUsuńLudzie z lękiem wysokości też jeżdżą w Tatry i nawet wyższe góry, bo lęki są różne, i "paraliż" u różnych ludzi następuję różnie - trzeba po prostu znać swoje możliwości...
Można się wybrać z Doliny 5 Stawów na Zawrat. To najłatwiejszy szlak
OdpowiedzUsuńCiekawa trasa, ale nie taka łatwa moim zdaniem. trzeba się jednak przygotować do takiej wędrówki, mówi to osoba mieszkająca na nizinach :)
OdpowiedzUsuń"Lęk wysokości z całą pewnością nie jest wskazany (czy ludzie z takimi dolegliwościami w ogóle jeżdżą w Tatry? )."
OdpowiedzUsuńNo pewnie, że jeżdżą :D Za bardzo kochają Tatry żeby nie jeździć ;)