środa, 30 września 2015

Boso przez świat i rozwydrzona Niemka... A to wszystko na Krywaniu!

Charakterystyczny, lekko spłaszczony wierzchołek, niegdyś  widoczny w godle Słowacji, dzisiaj na niektórych monetach. To cel naszej dzisiejszej wędrówki. O jakiej górze mowa? Oczywiście o Krywaniu.

Usłyszałam kiedyś, że Krywań pełni na Słowacji podobną rolę jak u nas Giewont. Coś w tym jest, dostrzegam całkiem sporo analogii – obydwa szlaki są dość zatłoczone, na szczytach znajdują się krzyże… Różnica wysokości jednak jest już jednak znacząca – przy Krywaniu (2494 m n.p.m.) Giewont można nazwać karzełkiem.

Czas przejścia: (cała wycieczka) 9h 

Schroniska po drodze: brak 

Stopień trudności: 3/5 

Szlak na Krywań jest dość monotonny, co wcale nie oznacza, że nudny czy łatwy. Dla niektórych już długość trasy stanowi spory problem, jeśli zaś dorzucimy do tego strome podejście pozbawione łańcuchów pod samym szczytem, może się okazać, że zdobycie narodowej góry Słowaków stanowi dla niektórych prawdziwe wyzwanie. Zacznijmy jednak naszą wędrówkę od samego początku…

Na Krywań prowadzą dwa znakowane szlaki turystyczne, jeden od Szczyrbskiego Plesa, drugi zaś od Vażeckiej Chaty i to właśnie tę opcję wybrałam tego lata. Kiedyś stało tam Schronisko Vażeckie, zniszczone przez Niemców w czasie II wojny światowej, które na początku lat 60. Zostało odbudowane, a pod koniec XXw. doszczętnie spłonęło. Obecnie znajdują się tam prywatne posesje, wszędzie stoją kwiatki doniczkowe, a po czyimś podwórku biegają kury i kozy… Trochę to bajkowe i nierealne, ale to chyba właśnie tę irracjonalność kocham w górach najbardziej. Wyobraźcie sobie taką sytuację – idziecie kulturalnie szlakiem, a tu jakby nigdy nic wyskakuje Wam zza krzaka koza. Koza, nie kozica. Zastanawiałam się nawet, czy jej nie wydoić, ostatecznie jednak stwierdziłam, że wolę nie ryzykować. Właściciele mogliby mieć coś przeciwko…




Początkowo wspinamy się przez las, który stopniowo się przerzedza, aż nagle orientujemy się, że wokół rośnie sama kosodrzewina. Szlak w sposób podręcznikowy obrazuje tatrzańskie piętra roślinności i to chyba największy urok tej części trasy. Widoki… Są całkiem ładne, ale najlepsze czeka nas dopiero na szczycie.



Właściwie przez pierwsze 3h szlak można uznać za spacerowy (oczywiście, jeśli lubi się spacerować pod górę). Problemy zaczynają się w momencie, gdy wokół nie dostrzegamy już roślin, a same skały. Dochodzimy do skrzyżowania dwóch szlaków i pojawia się pierwsze miejsce, w którym trzeba się wspinać z użyciem zarówno rąk, jak i nóg. Moim zdaniem nie jest niebezpiecznie, nie ma żadnej ekspozycji, jeśli nie wbijemy sobie czegoś do głowy, to spokojnie przejdziemy, ale dla niektórych ten etap szlaku okazuje się za trudny. Jakaś pani, tuż nade mną, oparła się o skałę i zaczęła się trząść. Spytałam, czy jej jakoś pomóc, a ona tylko na to: „Nein!”. Zaproponowałam więc po niemiecku, że pokażę jej, gdzie ma stawiać nogi, ale ona nadal tylko: „nein” i „nein”. Nie pogadałyśmy sobie… Na szczęście przyszedł jej mąż i ją zabrał.





Osiągamy szczyt Małego Krywania, skąd możemy podziwiać już coraz szerszą panoramę Tatr Wysokich.  Najlepsze (albo najgorsze) jest to, że właściwie przez większość trasy widzimy cel naszej wędrówki, ten właściwy Krywań, ale przybliża się on do nas jakoś wyjątkowo powoli… Z Małego Krywania już jednak naprawdę niedaleko, góra 30-40 minut.

Największe spiętrzenie trudności oczywiście znajduje się na ostatnim etapie wędrówki. Przez kilkaset metrów trzeba się po prostu… wspinać. Nie ma żadnych sztucznych ułatwień, klamer czy łańcuchów, dlatego czasami należy się dłużej zastanowić, gdzie postawić nogę. Zwłaszcza, że jakiś szlak jest na skale zaznaczony, ale i tak każdy idzie jak chce… Trochę to niebezpieczne. 



Gdy wreszcie osiągamy wierzchołek, możemy sobie pozwolić na pełne zachwytu „wow!”, bowiem z Krywania, znajdującego się nieco na uboczu Tatr, roztacza się przepiękne 360-stopniowa panorama. Tatry Polskie, Słowackie… Zawrat, Świnica, nawet wspomniany wcześniej Giewont gdzieś w oddali, słowem – do wyboru do koloru.





Moja tegoroczna wycieczka na ten szczyt jakoś wyjątkowo obfitowała w spotkania z ciekawymi postaciami. Była i rozwydrzona Niemka, i pies (tak, nawet wszedł na wierzchołek, nie zrobiłam zdjęcia, bo zbierałam się akurat do zejścia), i… bosa turystka. Myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko u Cejrowskiego, ale nie, rzeczywiście zdarzają się ludzie, którzy wędrują na bosaka. Ja wolę jednak nie próbować.


Przy zejściu trzeba naprawdę uważać, żeby nie zgubić szlaku. Owszem, oznakowania są namalowane, ale tylko od strony podchodzących, tak jakby pracownicy parku narodowego trochę zapomnieli o turystach schodzących z góry. Mnie zdarzyło się wylądować jakieś 100 metrów od głównego szlaku. Początkowo było fajnie, tylko coś te kamienie luźno leżały… Jak dotarłam do takiej sporej szczelinie w skale, stwierdziłam, że chyba wcześniej tędy nie szłam. No cóż, trzeba było wrócić na właściwe tory. Żeby nie wracać znowu pod górę, co zajęłoby mi pewnie z 10 minut, stwierdziłam, że pójdę na skróty, na skos. Cóż, mądre to nie było, ale przynajmniej mój organizm miał zapewnione trochę adrenaliny J


Krywań to zdecydowanie wycieczka na caaaały dzień. Jeśli założymy, że z Zakopanego wyruszymy przed 6.00, a na Łysą Polanę uda nam się dotrzeć ok. 19.00 – to nie jest zły wynik. Warto się jednak pomęczyć, bo widoki są naprawdę piękne. 

9 komentarzy:

  1. Super widoki i fajna wędrówka. Zdobywania szczytu boso zupełnie sobie nie wyobrażam, bo czasami nawet i w dobrych butach ciężko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie... Ale jak widać niektórzy lubią utrudniać sobie życie ;)

      Usuń
  2. O rany, po takich skałach na boso!?! nie chciałabym... ale czego sie nie robi dla takich widoków! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale piękne widoki! A masz książeczkę PTTK? Ja sobie kilka dni temu kupiłam, ale jeszcze nie wiem o co chodzi z tym zbieraniem punktów itp... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale piękne widoki! A masz książeczkę PTTK? Ja sobie kilka dni temu kupiłam, ale jeszcze nie wiem o co chodzi z tym zbieraniem punktów itp... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale piękne widoki! A masz książeczkę PTTK? Ja sobie kilka dni temu kupiłam, ale jeszcze nie wiem o co chodzi z tym zbieraniem punktów itp... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mam taką książeczkę, ale nie zbieram tych punktów na odznaki, po prostu zapisuję swoje trasy. Myślę jednak, że to świetna sprawa, bo możesz sobie potem dokładniej przypomnieć wszystkie swoje osiągnięcia :D

      Usuń
    2. Już się nie mogę doczekać jak zacznę zbierać pieczątki :)

      Usuń
  6. Piękne zdjęcia. Widoki są niesamowite! Bardzo ciekawa wycieczka, na którą warto się kiedyś wybrać. ;)

    OdpowiedzUsuń